Odcienie nud(ne)e zdecydowanie wiodą u mnie prym. Dobrze się
w nich czuję, a poza tym mam pewność, że nawet nałożone o 6 rano w półśnie wyglądają całkiem przyzwoicie. Fiolety, niebieskości i zielenie wymagają
bardziej zdolnej i cierpliwej ręki, a moja do takich nie należy. Dlatego też w
makijażu często idę na łatwiznę i wybieram bezproblemowe beże, niewymagające
wariacje na temat ecru i całkiem łatwe w aplikacji złoto. W taki też leniwy
sposób trafiła do mnie ta nieco infantylna paletka Benefit Cosmetics. Nie
zachwyciła mnie wyglądem, ale wnętrze ma już o wiele więcej do zaoferowania.
Benefit prezentuje swoje nowe zestawy cieni do powiek! Te wywołujące ogólny zachwyt, naturalne odcienie pasują na każdą okazję. To najłatwiejsze do noszenia, najbardziej seksowne i najbardziej glamour cienie Benefit!
DOŚĆ DYSKUSYJNY DESIGN
Z pewnością kosmetyki tej marki kojarzą się wam się z
niebanalnymi grafikami, który od razu przyciągają uwagę. W tym przypadku jest
bardzo podobnie. Paletka zamknięta jest w kartoniku i wyglądem przypomina
książkę. Zrobiona jest z papierowego materiału, więc z pewnością szybciej
zostanie nadgryziona zębem czasu. Jednak w czasie mojego testowania nie
przydarzył się jej żaden wypadek i nadal prezentuje się jak nowa. Na okładce
tej książeczki do makijażu znajduje się grafika, która jest dość specyficzna.
Wygląda ona trochę jakby miła zdobić zestaw do makijażu dla małej dziewczynki,
a nie dorosłej kobiety. Marka bawi się kiczem, robi to z pewnością w sposób
świadomy, ale ja jednak wolę zupełnie inne formy przyciągania klienta. Mimo
wszystko są to tylko niuanse, ponieważ paletę kupiłam ze względu na kolory, a
nie opakowanie. W środku znajdują się dwa słoiczki zawierające po 3,2 g cienia
w kremie i cztery prasowane cienie o wadze 1,2 g. Zwrócę jeszcze uwagę, że
paleta zamyka się na magnes i niestety robi to wbrew mojej woli. Otwieram ją,
nabieram cienie na pędzel i bach! wieczko opada. Coś tu chyba zostało źle
wyważone...
ODCIENIE, JAKOŚĆ, TRWAŁOŚĆ
Bez ogródek powiem, że cienie w kremie stały się moim
faworytem. Są bardzo kremowe, łatwo się nakładają, charakteryzują się świetną
pigmentacją i bez problemu utrzymują się na powiece przez kilkanaście godzin.
Czasem po tym czasie wyglądają idealnie, a innym razem mogą się lekko zbierać w
załamaniu. Robią to jednak praktycznie niewidocznie, a wiem o czym mówię, bo
moja tłustawa powieka już nieraz dała mi w kość. Mamy tu do wyboru odcienie my
two cents oraz birthday suit i to ten drugi najbardziej cieszy moje oko. To
takie połączenie lekkiego złota z szampańską świeżością i delikatnością. Bez
problemu używam go na dzień, bo nie widzę niczego złego w połyskujących
drobinkach nawet w południe. Cienie prasowane są całkiem ciekawe, ale już w
stosunku do tych kremowych wypadają trochę blado. Wszystkie pięknie opalizują,
praktycznie się nie osypują, przyjemnie i ładnie się rozprowadzają, tworzą
równomierny odcień koloru, ale oczywiście stopniem krycia nie mogą rywalizować
z konkurentami w słoiczkach. Również bez problemu utrzymują się kilkanaście
godzin, nie ważą się, nie ścierają. Po nałożeniu na skórę nie dają
oszałamiającego efektu przykrycia plamą koloru, ale pozostawiają błyszczącą
taflę, która wygląda bardzo ładnie i zdecydowanie niekiczowato. Jeśli miałabym
się do czegoś przyczepić, to może rzeczywiście do pełni szczęścia powinny być
bardziej napigmentowane. Lekko różowo
zabarwiony it’s complicated oraz złotawy gilt-y pleasure prezentują się
przyzwoicie. Przypominający kość słoniową call my buff jawi się na powiece
dopiero po kilku pociągnięciach pędzla, natomiast brązowy kiss me, i’m tipsy na
skórze traci swój pierwotny mocny i intensywny odcień. Baza je lekko podbija,
ale ostatecznie z niej zrezygnowałam, ponieważ efekt jest prawie identyczny jak
bez jej użycia.
PODSUMOWANIE
Oprawa graficzna paletki to raczej nie moja bajka, ale jak
już wspominałam nie jest to w żadnym wypadku kwestia dominująca w mojej ocenie.
Wszystkie cienie utrzymują się praktycznie bezproblemowo przez wiele godzin na
powiece i to ich największa zaleta. Mają piękne, neutralne i niebanalne kolory.
Cienie w kremie zachwyciły mnie dosłownie wszystkim, natomiast te prasowane
tylko w połowie spełniły moje oczekiwania. Bardzo ładnie połyskują na oku, dają
nieprzekombinowany i elegancki efekt, ale mimo wszystko brakuje mi kropki nad
i, którą mogłaby być większa intensywność koloru po nałożeniu na powieki. Gdyby
trwałość była gorsza z pewnością dostałby ode mnie burę, ale w wypadku tylu
godzin nienagannego wyglądu, nie jestem w stanie jednoznacznie wydać oceny.
Mimo wszystko czuję się w nich bardzo dobrze, ostatnio używam praktycznie codziennie
i nie zapowiada się, abym zmieniła aktualny obiekt zainteresowania. Na dzień są
dla mnie bardzo dobrym wyborem, ale na wieczór wolałabym jednak coś
posiadającego większą moc, intensywność i charakter!
Cena: 145 zł

Znacie kosmetyki marki Benefit? Jakie kolory najczęściej królują na waszych powiekach?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz